Dojechaliśmy jak już było ciemno. Ci którzy nie prowadzili, zaczęli mieć kaca. Wjechaliśmy do centrum, ulice były tak małe i mieszały sie z chodzinikami, że czuliśmy się prawie jakbyśmy strali na środku ulicy długiej w Gdańsku albo na MONCIAKU, a wokół nas ludzie spacerujący.
Zostałam z Filipem w samochodzie w którym zaczął się początek rozkładu na części. Filip kręcił klamką dopóty dopóki nie została ona w jego rękach.
Ekipa poszła szukać ulicy na której nasz ukochany organizator Sebek Żabek zarezerwował dla nas nocleg u Edmunda z którym rozmawiał niejednokrotne.
Jakże się ucieszyliśmy gdy okazało się, że nasz hostel mieści się uliczkę dalej (w którą ledwo wjechaliśmy). Pełni radości mieliśmy od razu wiele planów na szybkie zjedzenie czegoś i zwiedzenie oczywiście centrum miasta.
Sebek dumny wyszedł z samochodu i prowadził nas pieszo. Oczywiście zdążyliśmy otrzeć się o barierkę ale to w końcu początek rozkładu cudownego volvo.
Szkoda, że jednak pojebały się adresy i okazało się,że nasz hostel był w zupełnie innej części miasta, z dala od rynku. Szkoda również, że zaczęło brakować nam benzyny. Nie wiedzieliśmy czy szukać stacji czy może spróbować znaleźć hostel. Po 15 minutowy krążeniu znaleźliśmy nasz hostel.
Oczywiście był w samym centrum miasta - NOT
Zmęczeni wyszliśmy w poszukiwaniu Edmunda, który nie istniał. Cały hostel jak dla mnie nie istniał - włącznie z obsługą, której nie było.
Nikt nic nie wiedział, a Pani która sprzątała była zaskoczona naszym przybyciem. Więc pytanie - gdzie jest Edmund?
Po wykonaniu telefonu pozwoliła nam się rozgościć. Spaliśmy w 1pokoju z facetem, który zmył się z samego rana. Podejrzewaliśmy, że był to Edmund - właściciel.
Rano nic się nie zmieniło-nie było nikogo z obsługi.
Stojąc pod hostelem zastanawialiśmy się z pół godziny czy nie odjechać po prostu i olać sprawę. Jednak dobre serce wygrało. Chłopaki zostawili w kopercie kasę, ale mniej - za karę, że nie było obsługi.
Czas ruszyć do ciepłych krajów :D