Ciepłych jak ciepłych krajów...
Zamiast żaru słońca i mega upału wjechaliśmy w burzę, mglę i temperaturę ujemną. Pani w informacji turystycznej uśmiechnęła się pocieszająco dając do zrozumienia, że pogoda się popsuła od dziś i nie ma być ładniej przez kolejne dni.
Nie wierzyliśmy - chcieliśmy wręcz zawracać do Gdyni w której podobno były upały..
Chorwacja ... taa..
Wybraliśmy tą miejscowość z powodu jezior, trzeba było zobaczyć ten słynny Park Narodowy. Skończyło się na tym, że z łaską przyjęła nas jedna rodzina. Chłopaki się oczywiście targowali z reszta ulicy - o tańsze noclegi (kobiety w tym czasie bawiły się z psem).
Resztę dnia spędziliśmy kisząc się w 1 pokoju na połączonych łózkach.
Żaba i Migi na jednym, a Agata (zapięta w śpiworze aż po czubek głowy - Popek spał obok niej) dalej Fifi i ja.
Z rozpaczy rozpracowaliśmy wódkę. Popek był w idealnym stanie - nasz kierowca :) Tańczył z Sebą, wymyślał zabawy, wskakiwał na łóżko moje, które urwało się od połowy. :D śmiał się sam do siebie i nie mógł wejść do śpiwora :) A no i jego CUDOWNE koraliki zerwał z szyi. Kuleczki się rozsypały po całym pokoju, co w połączeniu z woda wylatującą z kibla dało niezłe GÓWNO na podłodze.
A jeziora? Niestety następnego dnia widział je tylko Popek - wysiadając z samochodu i rzygając na Park Narodowy.
Myślę, że jednak warto zobaczyć kiedyś ten Park :) Ale bez rzygów, nie w deszczu i wchodząc przez płot, żeby nie płacić za bilety ;)